wtorek, 14 maja 2013

piątek, 26 kwietnia 2013

Rozdział 2 cz.2

Muszę Wam powiedzieć, że średnio jestem zadowolona z tego rozdziału. Chociaż może lepiej sami oceńcie. 
Czekam na Wasze opinie!!!
Nie wiem dokładnie kiedy dodam następny, postaram się za tydzień, ale nic nie obiecuję.
Przypominam, że jeśli chcecie być informowani o rozdziałach piszcie swój tt/mail/gg w komentarzach!
Jeśli macie jakiś pytania odsyłam was na mojego tt (@IwonaStylinson) lub aska (LarryCarrots)
 Do następnego!
Iwona :*

Po kuchni rozchodził się aromatyczny zapach kawy. Ze stojącej przed Louisem filiżanki wydobywała się delikatna para. Kreśliła w powietrzu najrozmaitsze kształty i osiadała na jego zmierzwionych włosach. Chłopak podniósł głowę z leżących na stole, skrzyżowanych rąk, a następnie rozejrzał się nieprzytomnie. Jego wzrok spoczął na stojącym naprzeciwko krześle. Zdziwił się gdy zauważył, że jest zajęte. Z drugiej strony przyglądał mu się mały chłopiec. Jasna, blond grzywka opadała na alabastrowe czoło. Ciekawe zielone tęczówki przewiercały go na wylot, a malinowe usta układały się w przyjazny uśmiech. Machał wesoło nóżkami kopiąc go lekko pod stołem. Louis nie mógł uwierzyć własnym oczom. To był chłopiec z jego snów!!! Siedział tam i wpatrywał się w niego z szeroko otwartymi ustami. Blondynek cierpliwie czekał, aż oswoi się z jego widokiem. Zamachał ręką kiedy uznał, że to go nie przerazi. Boo bear przełknął nerwowo ślinę i niepewnie mu odmachał. Tym drobnym gestem wywołał uśmiech na twarzy ducha. Był zupełnie inny niż w jego koszmarach. Tam jedynie go przerażał, wywoływał poczucie winy swoją śmiercią, a teraz wyglądał na zadowolonego i wręcz zarażał swoim niewyjaśnionym entuzjazmem. Dlaczego wcześniej go straszył?

Podczas gdy Louis zatopił się w swoich myślach, chłopiec odszedł na chwilę. Powoli obszedł jego małe mieszkanie, aż natrafił na sypialnie. Zręcznie ominął łóżko, przeskoczył nad pościelą i otworzył szafę. Wyjął stamtąd czerwone spodnie, białą bluzkę w poziome, granatowe paski oraz skórzane szelki*. Zaniósł ubrania do kuchni, a następnie ułożył je na kolanach, nadal zamyślonego, bruneta. Chłopak zrozumiał niemy przekaz. Ubrał się, uczesał włosy, dopijając w międzyczasie kawę. Po paru minutach był gotowy do wyjścia. Widząc to blondynek pociągnął go za rękę, w stronę drzwi. Skrępowany chłopak wyrwał dłoń z jego uścisku. Napotkał pytające zielone oczy.
-Oni cię nie widzą.- szepnął wychodząc z budynku.
Odpowiedział mu skinieniem głowy. Zaczął iść przed siebie, a zdezorientowany Louis, odprowadził go wzrokiem. Nagle blondynek przystanął, obejrzał się za siebie i popatrzył wyczekująco. Louis westchnął, a już za chwile, podążał za nim.

Po dłuższym spacerze, rozejrzał się zagubiony. Nie miał pojęcia gdzie się znajdował. Przez całą drogę skupiał się, żeby nadążyć za blond czupryną, nie miał czasu na zastanawianie się gdzie jest. Przechodzili właśnie przez kolejny, opuszczony dziedziniec. Kawałek dalej stała poszarzała willa. Do dębowych drzwi prowadziły pokruszone schody, czerwone okiennice kontrastowały z, pokrytymi mchem, dachówkami. Przez upływ czasu nie można było określić ich koloru. Z ciemnych okien ziała pustka. Cały dom był obrośnięty obumierającym bluszczem. Dreszcz przeszedł po jego kręgosłupie. Przyśpieszył kroku, chciał jak najszybciej opuścić to upiorne miejsce.

Szumiące drzewa otaczały go z każdej strony. Zapadał zmrok, a oni wytrwale szli dalej. Tym razem przemierzali niekończący się las. Przystanął zmęczony, oparł ręce na kolanach i oddychał głęboko.
-Zaczekaj!- krzyknął za oddalającym się dzieckiem.
Chłopiec zatrzymał się. Jego oczy rozszerzyły się z przerażenia gdy zobaczył gdzie znajduje się Louis.

Niczego nieświadomy brunet poczuł mokrą, gęstą ciecz wlewającą się do jego butów. Zdezorientowany spojrzał na swoje nogi. Był zanurzony po kostki w bulgoczącym bagnie.
Wzdrygnął się. Powoli spróbował się poruszyć. Niestety, nie był w stanie, błoto zbyt ściśle otaczało jego stopy. Spanikowany podniósł wzrok na blondyna. Nie dostrzegł go. Powoli zanurzał się coraz głębiej; po kolana, po pas…
Nagle zza drzew wybiegł pies. Gdy tylko zauważył Louisa, zaszczekał głośno. Za nim podążał leśniczy, trzymający długą gałąź. Podał mu ją i pociągnął do siebie. Brunet poczuł ulgę kiedy wydostał się z lepkiej mazi. Obdarzył mężczyznę dziękczynnym uśmiechem i spojrzał na chłopca. Na jego twarzy malowała się ulga. Był pewien, że w jakiś sposób, sprowadził do niego pomoc.

Dalsza droga minęła już bez żadnych niespodzianek. Przystanęli przed ogromną, kruczoczarną bramą. Jej szczeble układały się na kształt aniołów. Rozpostarte skrzydła i puste oczy budziły grozę. Widząc jego niepewność, co do wejścia, dziecko wykonało zachęcający gest dłonią. Ośmielony pchnął ją lekko, rozwarła się z przeciągłym zgrzytem. Niepewnie wsunął się do środka. Zamknął ją za sobą, a blondyn bez problemu przeniknął przez kraty. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy, to usychające krzaki czarnych róż. Były posadzone w równych odstępach, wzdłuż  brukowanej alejki. Za każdym z nich znajdowała się wierzba. Nie przejmując się ponurym nastrojem tego miejsca, duch ruszył przed siebie. Gdy tylko zrobili kilka kroków dało się zauważyć wystające z ziemi nagrobki. Cmentarz.

*nie mogłam się powstrzymać :P jakby ktoś nie wiedział to efekt był taki (plus szelki):

niedziela, 21 kwietnia 2013

Rozdział 2 cz.1

Tak jak już wspominałam, krucho u mnie z czasem.
Udało mi się napisać pół rozdziału 2. Obiecałam Wam wstawić w tym tygodniu więc, dotrzymuje słowa.
Następna część będzie w przyszłym tygodniu i mam zamiar napisać ją o wiele dłuższą.
(egzaminy gimnazjalne= 3 dni wolnego:) )
Dedykuje ten rozdział @shinichikai i przy okazji dziękuję za piękny szablon oraz nagłówek. :*
Do następnego!
Iwona :*

ps. jeśli chcecie być informowani o rozdziałach piszcie swoje tt/gg/mail w komentarzach!!!

Pustka wypełniona czernią. Tu właśnie przebywał Louis. Otaczał go wyłącznie mrok. Jedyne co mógł zobaczyć, to jego własne, wyblakłe ciało. Wyciągnął rękę i próbował dotknąć nią podłoża. Jego dłoń nie zatrzymała się na ziemi. Kiedy uklęknął, mógł wkładać ją głębiej i głębiej… Natychmiast zerwał się na równe nogi. Czuł rosnące przerażenie. Wiedziony instynktem, pobiegł przed siebie. Pomimo, że się poruszał, w otoczeniu nie zachodziły żadne zmiany . Zmęczenie nasilało się, chociaż miał wrażenie, że nie przemieścił się nawet milimetr. Zrezygnowany stanął. Oparł ręce na kolanach,  próbował uspokoić oddech. Gdy mu się to udało, podniósł głowę i spojrzał przed siebie. Zamarł ze strachu. Daleko przed nim znajdował się chłopiec; mały, zielonooki blondynek. Ten sam, którego śmierć obserwował od dłuższego czasu. Jego usta rozchyliły się w niemym krzyku. W rozpaczliwym geście wyciągał do niego bladą dłoń. Z jego ciemniejących oczu można było wyczytać błaganie o pomoc. Louis poczuł ból rozchodzący się po plecach. Nie przejął się tym, cała jego uwaga była skupiona na dziecku. Po chwili kształt blondyna zaczął się rozmazywać. Zniknął. Zostawił bruneta samego, samego w bezdennej głębi.

Louis zerwał się jak oparzony. Rozległ się huk. Powoli docierały do niego wszystkie bodźce. Pierwszy dał się we znaki piekący ból czaszki. Budząc się, uderzył głową w coś twardego. Rozejrzał się dookoła. Dopiero po chwili zorientował się, że leży pod łóżkiem. Jak on się tam znalazł? Na przeciwko twarzy zobaczył, jarzące się delikatnym światłem, małe, pomarszczone stopy. Nie musiał czekać długo, aż ukarze się zaniepokojona twarz staruszki. Jej niebieskie oczy wyrażały ulgę. Zachęciła go gestem, żeby wstał. Jęknął, gdy poczuł ból pleców. Wygramoli się z trudem spod łóżka. Ku jego zdziwieniu, cały dom był pogrążony w mroku. Rzucił okiem na tarczę zegarka; 3:27. Jak to możliwe, że przespał cały dzień?

Mimo długiego snu, nadal czuł zmęczenie. Postanowił jednak nie kłaść się już spać. Nowy koszmar dołączył do jego kolekcji. Błagał o to, żeby się nie powtórzył. Tak bardzo chciał uwolnić się od przerażających wizji, zasnąć z błogim uśmiechem na ustach. Jednak tajemniczy chłopiec miał co do niego inne plany.

sobota, 13 kwietnia 2013

Rozdział 1

Mamy pierwszy rozdział...
Co o nim myślicie?
Następny będzie mniej więcej za tydzień. Tym razem postaram się was nie zawieść. :) 
Enjoy!
Iwona :*
Ps. Przepraszam za długość, ale starałam się nadrobić jakością. :)


Louis wyszedł spod prysznica. Owinął biodra białym ręcznikiem i stanął przed lustrem. Spoglądał na niego młody, dobrze zbudowany mężczyzna. Lekki zarost ozdabiał policzki. Jednak długa bezsenność odznaczyła się na jego twarzy. Sine, opuchnięte worki otaczały oczy. Właśnie, oczy. Niegdyś o kolorze głębokiego błękitu, zawsze kryjące wesołe iskierki. Teraz były niemalże szare, ziejące pustką. Biała jak papier cera dopełniała jego wyglądu. Chciał przekonać samego siebie, że wszystko jest z nim w porządku. Spróbował się uśmiechnąć. Twarz mężczyzny w lustrze wykrzywiła się w okropnym grymasie. Westchnął z żalem  Nie miał pojęcia co się z nim dzieje, ale był pewny, że musi coś z tym zrobić.

Po założeniu czerwonych spodni i standardowej koszulki, z logiem Milk Shake City, poszedł do kuchni, aby zrobić sobie śniadanie. Zamyślony zalał kukurydziane płatki zimnym mlekiem. Usiadł przy małym, drewnianym stoliku. Ze zmęczenia opuścił głowę. Wzdrygnął się gdy poczuł czyjąś rozedrganą dłoń na swoim ramieniu. Spojrzał w tamtą stronę. Wypełniło go uczucie ulgi kiedy zobaczył staruszkę, uśmiechającą się pocieszająco. Chwiejnym krokiem przysiadła się naprzeciwko Louisa. Zmysły chłopaka powoli uspokajały się. Ona zawszę tak na niego działała. Była z nim od najmłodszych lat. Pocieszała go swoją obecnością, pomagała w potrzebie. Kiedy skończył posiłek, pokiwała z zadowoleniem głową i rozwiała się jak poranna mgiełka. Wywrócił oczami; jak zwykłe musiała go we wszystkim pilnować.

Louis mieszkał sam. Był typem samotnika, co nie znaczy, że nie lubił innych ludzi. Po prostu wolał posiedzieć sam, w spokoju, zamykając się w swoim własnym świecie. Jednak jego nieodłączną towarzyszką była ta właśnie kobieta. Stała przy nim i broniła przed całym złem tego świata. Najpierw za życia, teraz z zaświatów.

Podczas swojego pogrzebu widziała cierpienie Louisa. Nie mogła go tak zostawić. Postanowiła, mimo wszystko, zostać i zaopiekować się wnukiem. Wtedy jeszcze nie wiedziała o jego niezwykłym talencie. Ku jej zaskoczeniu, mały chłopiec widział każdy jej ruch kiedy była przy nim, opowiadał o przeżyciach w szkole, przyjmował jej nieme rady oraz pocieszenie. Była jego najlepszą przyjaciółką oraz opiekunką w jednym.

Jako zbłąkana dusza, kobieta nie miała możliwości komunikowania się z żywymi. Dla większości z nich była niezauważalna. Jednak niewielka część ludzi posiadała tak zwany szósty zmysł. Dzięki niemu widzieli duchy i byli w stanie komunikować się z nimi. Ten dar posiadał również Louis. Odkrył go dzięki śmierci swojej babci. Staruszka pomogła mu się z nim oswoić. Nauczyła go pomagać zmarłym. Te wydarzenia sprawiły, że zamknął się w sobie.
***
Spojrzał na zegarek. Godzina na wyświetlaczu upewniła go w tym, że czas wychodzić. Narzucił na plecy szarą bluzę, zamknął drzwi i wyszedł z mieszkania. Szybko zszedł, po schodach, dwa piętra w dół. Pchnął ciężkie, metalowe drzwi. Uderzył go silny powiew świeżego, wilgotnego powietrza. Gdy zauważył spadające krople, mruknął coś niezrozumiałego. Nie miał ochoty wracać się po parasol. Naciągnął kaptur na głowę. Jednym ruchem włożył do uszu słuchawki, z których sączyła się głośna muzyka. Chłopak uwielbiał tę chwilę gdy mocne basy zagłuszały jego zmysły.

Po 10 minutach ciągłego biegu stanął w wejściu restauracji. Nie tracąc ani chwili, udał się w stronę zaplecza dla pracowników. Niedbale rzucił okrycie na stojący w rogu wieszak.
-Cześć, Nialler.- burknął do odwróconego tyłem kolegi.
-Hej!- odparł wesoło blondyn.
Louis opasał się białym fartuchem, wziął do ręki notes i łapiąc po drodze długopis, poszedł do sali. Jednak nie dane było mu dostać się na miejsce. W drzwiach wpadł na swojego szefa, Liama. Chłopak zmierzył go swoimi brązowymi oczami. Na jego twarzy pojawiła się troska.
-Louis…- zaczął niepewnie- spałeś dzisiaj?
Brunet nie był przygotowany na to pytanie. Z zaskoczeniem pokręcił przecząco głową.
-W takim razie idź, wyśpij się. Nie wyglądasz najlepiej.- stwierdził popychając go lekko, w kierunku zaplecza.
Louis nie miał siły się sprzeciwiać. Odpowiadała mu ta propozycja, w głębi serca wolał odpoczywać w domu. Założył bluzę i pobiegł, w deszcz, do mieszkania.

Odetchnął głęboko przekręcając klucz. W przemokniętym ubraniu położył się na łóżko. Pomimo senności postanowił nie zasypiać. Nie chciał, po raz kolejny, widzieć śmierci chłopca i smutku, patrzącego na to, jego brata. Myślał o znaczeniu tego snu. Dlaczego bez przerwy się powtarza? Usiłował powstrzymać zamykające się powieki. Jego wysiłki spełzły na niczym. Zasnął.

czwartek, 11 kwietnia 2013

Prolog + początkowe info

Hej!
Jak już wiecie skończyłam z tamtym blogiem. Jeśli ktoś byłby chętny się nim zaopiekować piszcie!!! (info w ostatniej notce)

Przejdźmy do sedna.... Postaram się dodawać rozdziały jak najczęściej, chociaż krucho u mnie z czasem. :( Na razie macie prolog. Nie mam pojęcia kiedy dodam pierwszy rozdział, ale postaram się go dokończyć i wstawić jakoś w przyszłym tygodniu. Oto prolog!!!
Enjoy!
Do następnego!
Iwona :*




Po pokoju rozległ się rozdzierający dźwięk budzika. Chłopak siedzący na łóżku nie poruszył się chociażby milimetr. Chował twarz w dłoniach, chroniąc swoje błękitne oczy przed zaglądającymi w okno promieniami słońca. Zmierzwił palcami włosy i z głośnym sykiem wypuścił powietrze. Podniósł się powoli. Nawet gdy budzik już ucichł, świdrujący dźwięk dudnił mu w uszach. Udał się do łazienki. Zrzucił szybko ubrania i wciąż nieprzytomny wszedł pod prysznic. Zimne strumienie wody rozbudzały jego ciało. Zamknął oczy i oparł czołem o ścianę. Mimo wszelkich starań obraz z koszmaru nadal tkwił mu w głowię. Doskonale pamiętał tę parę przerażonych zielonych oczu. Wzdrygnął się na samą myśl. Podświadomie czuł się winny za śmierć tego chłopca. Pomimo, że widział go jedynie w snach, czuł ogromny ból, patrząc raz za razem na ostatnie tchnienie tej niewinnej istotki. Od ponad tygodnia nawiedzał go jeden, jedyny sen:

Mało uczęszczana droga w ogromnym lesie.  Noc. Ciemność rozjarzana wyłącznie przez przejeżdżające tędy samochody. W jednym z nich siedzi niezwykła parka. Mały chłopiec z wesoło świecącymi się, zielonymi oczami oraz nastolatek za kierownicą. Twarzy starszego nie mógł dostrzec przez panujący w aucie półmrok. Za to roześmianą buzię zielonookiego blondyna widać było doskonale. Oboje bawili się świetnie. Bez przerwy się przekomarzali, co chwilę się śmiejąc. Maluch patrzył z podziwem na starszego. Prawdopodobnie byli rodzeństwem. Na chwilę ucichli. Zgodnie z ich podejrzeniami, w radiu, leciała ich ulubiona piosenka. Pogłośnili muzykę i zaczęli śpiewać. Śliczny, ochrypły głos starszego idealnie komponował się z wysokim chłopca. Pod koniec piosenki roześmiali się i wrócili do swoich „kłótni”. Byli tym tak zajęci, że nie zauważyli nadjeżdżającego samochodu. Pijany kierowca zaabsorbowany utrzymaniem się na drodze nie przejął się, jadącymi z naprzeciwka ludźmi. Był niemalże niezauważalny, ponieważ nie miał włączonych świateł. Chłopcy w ostatniej chwili go zauważyli. Kierowca gwałtownie skręcił w prawo, jednocześnie omijając przerażoną parkę. Pod wpływem impulsu starszy chłopak skręcił w lewo. Na ich nieszczęście stało tam drzewo. Rozległ się ogromny huk. Sen kończył się zawszę tak samo, śmiercią blondynka oraz głośnym szlochem współpasażera. Również zielonookiego pasażera.

Właśnie te przepełnione bólem oczy nawiedzały Louisa.